Dobry żart tynfa wart

  • Król Zygmunt Stary namiętnie grał w karty i bardzo nie lubił przegrywać. Pewnej nocy grał na Wawelu z braćmi Szydłowieckimi. Pula była wysoka. Król oznajmił, że ma trzy króle.
    "Królu, widzę raptem dwa" - zdziwił się Krzysztof Szydłowiecki
    "A tom ja trzeci" - zawołał król i zgarnął pulę
    Mikołaj odkrzyknął:
    "Toż się nie godzi Najjaśniejszy Panie! Ja z bratem mamy w kartach po dupku, ergo jest nas czworo, więc wygrana nasza!"
    Król oddał pulę. I odtąd z większą rozwagą dobierał partnerów do gry.
     
  • Król Zygmunt August wielki miłośnik książek, chcąc sprowadzić nowy księgozbiór, zlecił jego kupno spowiednikowi królewskiej matki, franciszkaninowi Lismaninowi. Obdarzył go hojnie odpowiednią sumą i wysłał za granicę. Na wieść o tym Stańczyk śmiał się w duchu.
    "Wieluś głupców równych sobie znalazł?" - zwrócił się do błazna król.
    "Co dzień ich spisuję i już Zygmunta Augusta zapisałem"
    "A za cóż to?"
    "Za to, że Lismanina tak hojnie uposażył."
    "Poczekaj. Lismanin wróci."
    "To wtedy ciebie zmażę, a jego zapiszę."
    Lismanin nie wrócił - zagarnąwszy pieniądze, osiadł w Szwajcarii.
     
  • Pewien krakowski malarz zadeklarował publicznie, że ma w d... Najjaśnijeszego Pana Franciszka Józefa. W wyniku donosu stanął przed C.K. sądem. Posłaniec Temidy nie chcąc surowo karać artysty za zbrodnię obrazu majestatu, zmienił kwalifikację czynu i wydał wyrok za "rozsiewanie fałszywych pogłosek na temat miejsca pobytu Najjaśniejszego Pana".
     
  • Mistrz Matejko nadzorował prace podczas tworzenia polichromii w bazylice Mariackiej. Nawet znaczna wysokość nie przeszkodziła mu zauważyć fuszerki malarzy.
    "Ani kolor, ani rysunek nie pokrywają sie z moim projektem!"
    "Mistrzu! Z dołu nikt tego nie zauważy." - bronili się uczniowie
    "Ale Pan Bóg widzi!" - zareplikował artysta.
    W miasto poszła wieść, że nad dziełem Mistrza Pan Bóg czuwa osobiście.
     
  • Na krakowskim Kazimierzu otworzył interes krawiec Rosenzweig. Pewnego dnia pojawił się klient aby zamówić spodnie. Pierwsza miara odbyła się po tygodniu, druga - po miesiącu, a gotowe spodnie klient z trudem wydębił od krawca po kwartale. Zawołał więc oburzony:
    "Rosenzweig! Przecież wasz Pan Bóg stworzył świat w ciągu sześciu dni. A ty na głupią parę spodni potrzebujesz trzech miesięcy?"
    "Panie kochany" - odpalił krawiec - "Popatrz pan najpierw na te spodnie i popatrz pan na ten świat"

  • "Prawdę mówiąc, nie bardzo Pan się wysilił" - skrzywiła się z niezadowoleniem niezbyt urodziwa dama, ujrzawszy swój portret namalowany przez Jacka Malczewskiego.
    "No cóż... natura też się zbytnio nie wysiliła" - odpalił Malczewski
     
  • Gdy aktor Mieczysław Frenkiel odwiedził swojego przyjaciela Ludwika Solskiego w Krakowie, wybrali się na Wawel. Gospodarz okazał się niezbyt wprawnym przewodnikiem: pora była zbyt późna i nie chciano ich już wpuścić. Nie zrażony tym Solski, z wielkim szacunkiem rzekł do Frenkla:
    "Mówiłem księdzu biskupowi, że jest już późno."
    A zwracając się do kustosza, szepnął:
    "Szanowny Pan widzi: biskup przyjechał do nas nieoficjalnie."
    "O! To dla nas prawdziwy zaszczyt gościć Ekscelencję w naszych progach. Zapraszamy do zwiedzania!"
    Oglądając eksponaty zatrzymali się przy starej polichromii. Kusztosz objaśnił, że to psalm pokutny, ale nie wiedział który.
    "Dwudziesty pierwszy!" - wyjaśnił 'biskup'.
    "Dwudziesty pierwszy? A ja myślałem, że pokutnych jest tylko siedem. No cóż... ksiądz biskup wie przecież lepiej."
    Po opuszczeniu zamku Solski nie wytrzymał:
    "Słuchaj no Frenkiel. To ja zrobiłem z ciebie biskupa, a ty nawet nie wiesz ile jest psalmów!"
     
  • Stanisław Wyspiański otrzymał zamówienie na portret żony pewnego warszawskiego bankiera. Nadszedł bardzo uprzejmy list z wysokim honorarium. W umówionym terminie dama stawiła się w pracowni malarza. Artysta zlustrował modelkę zaglądając w oczy i dekolt, po czym wyciągnął kopertę z szuflady i zwracając honorarium kategorycznie oświadczył:
    "Nie widzę powodu"

  • W Krakowie na Floriańskiej miał sklep ramiarski znany w kołach artystycznych Maurycy Frist. Był stałym nabywcą akwarel Juliusza Kossaka, które potem z zyskiem sprzedawał licznym kolekcjonerom. Pewnego poranka zapas dzieł mistrza był wyprzedany, a kilku klientów natarczywie domagało się nowych "Kossaków".
    Frist, który dobierając ramy do obrazów sam siebie zaczął uważać za ich współtwórcę, tłumaczył cierpliwie:
    "Ludzie, trzeba mieć zrozumienie dla sztuki. Czy my z Panem Kossakiem jesteśmy piekarze? My malujemy wtedy kiedy mamy natchnienie"

  • W pociągu z Łodzi do Krakowa w jednym przedziale usiadło dwóch mężczyzn. Jeden starszy wiekiem wyglądał na kupca, drugi młody - na dandysa. W pewnym momencie młodzieniec pyta współpasażera:
    "Uprzejmie przepraszam - czy może mi Pan powiedzieć, która godzina?"
    "A idź pan do cholery!" - krzyknął kupiec
    "Ale dlaczego Pan mnie obraża ? Ja tylko zapytałem o godzinę"
    "Mój drogi młody człowieku. Tyś mi zadał pytanie. Ja bym ci odpowiedział. Potem zaczęlibyśmy rozmawiać. Najpierw o pogodzie, potem o polityce i o interesach. Ja jestem Żydem i ty jesteś Żydem. Ja mieszkam w Krakowie, ty nie - ale tam jedziesz. Co pozostaje człowiekowi? Zaprosić cię do siebie na obiad. Jak mnie odwiedzisz, to poznasz moją córkę. Ona jest młoda ładna dziewczyna, ty jesteś przystojny młody człowiek. Spodobacie się sobie. Zaczniecie się spotykać. Zakochacie się. A potem przyjdziesz się oświadczyć o jej rękę. To po co mi te wszystkie kłopoty? To ja cię wolę od razu posłać do diabła, bo nie chcę wydawać córki za człowieka, co nie ma nawet zegarka."

  • Królowa kosmetyków Helena Rubinstein przyszła na świat w skromnej rodzinie parającej się handlem na krakowskim Kazimierzu. W poszukiwaniu lepszego losu wyjechała do Australii. W biografii swojej pisała, że pochodzi z rodziny krakowskich bankierów, że jej matka przyjaźniła się z Heleną Modrzejewską a ona sama opuściła dom z powodu nieszczęśliwej miłości.
    Gdy odwiedziła Kraków w latach 30-tych XX wieku, zapytano ją o powód tych rozbieżności.
    "Papa-milioner poprawia smutną statystykę gospodarczą miasta." - zażartowała Helena.
    Po tej ripoście włodarze Krakowa nakłonili kilka znanych w świecie krakowskich osobistości do wprowadzenia korekt w swoich życiorysach.
     
  • Znany krakowski rzeźbiarz Jacek Puget znany był ze swojego zamiłowania do... nieporządku. Jego żona podzielała ten entuzjazm, a ich dom zwany "Pugetówką" słynął w całym mieście z wyjątkowo efektownego bałaganu.
    W 1943 roku do "Pugetówki" wpadło Gestapo. SS-man dowodzący przeszukaniem z pewnym zaskoczeniem potoczył wzrokiem po pokojach, po czym warknął:
    "Schön gemacht!"
    Następnie zwinął całą ekipę i opuścił dom. Uznał, że już ktoś rewizję przeprowadził.
     
  • W dziennikarskim klubie Pod Gruszką kumpel K.I.Gałczyńskiego, zaczarowany dorożkarz Jan Kaczara popijał przy stoliku góralską herbatkę.
    "Redaktor Kaczara! Telefon!" - krzyknął Maciej Szumowski
    "A kto dzwoni?"
    "Koń"
    Dorożkarz podszedł do telefonu i długo rozmawiał ze swoim wspólnikiem.
     
  • Pewnej nocy rozbawione towarzystwo wylało się z Piwnicy pod Baranami. Gdy z wieży mariackiej spłynął hejnał, grupa zatrzymała się przy pomniku Mickiewicza. Nagle, obecny wśród nich jazzman Andrzej Kurylewicz, wyciągnął swoją nieodłączna trąbkę i "wspomógł" hejnalistę. Przechodzący nieopodal nocny patrol Milicji Obywatelskiej nie wykazał się poczuciem humoru: artysta zapłacił mandat.
    Okazało się, że hejnał grany z góry na dół - to tradycja, a z dołu do góry - to... zakłócanie ciszy nocnej.
     
  • W Ojcowie przewodnik wprowadza wycieczkę na platformę widokową Okopy.
    "Popatrzcie, jak tam pięknie na dole " - zachwala przewodnik
    "Skoro tam tak pięknie, to na pierona my tu wleźli? "
     
  • Goszczący na kolacji w pałacu papieskim benedyktyn z Tyńca ojciec Knabit został zapytany przez Jana Pawła II.
    "A ileż to ojciec ma lat?"
    "63"
    "O, w tym wieku to ja już byłem papieżem"
    "Wiem o tym i bardzo mi z tego powodu wstyd" - odrzekł skruszony ojciec Leon.
     
  • Grupa turystów zwiedzających Kraków z przewodnikiem miejskim, błądzi po uliczkach już trzecią godzinę. Wieczór zapada, a oni ciągle nie mogą trafić do hotelu. Głodno, chłodno i...
    "A zapewniał pan, że z pana najlepszy przewodnik po Krakowie" - wścieka się jeden z uczestników wycieczki.
    "Bo to prawda! Tylko, że to mi już wygląda na Częstochowę."